Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miejsce dla aktywnych

Rozmawiał: Adam Woźniak
Rozmowa z Henrykiem Michalikiem, dyrektorem Tenneco Automotive Polska, wiceprezesem Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach Dziennik Zachodni: Czym małe i średnie przedsiębiorstwa ...

Rozmowa z Henrykiem Michalikiem, dyrektorem Tenneco
Automotive Polska, wiceprezesem Izby Rzemieślniczej
oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach

Dziennik Zachodni: Czym małe i średnie przedsiębiorstwa mogą konkurować na unijnym rynku?
HENRYK MICHALIK: Przede wszystkim tymi produktami i usługami, które zawierają bardzo duży udział robocizny. Siła robocza jest w Unii bardzo droga, a w Polsce znacznie tańsza i dzięki temu nasz produkt jest bardziej atrakcyjny kosztowo. Ponadto są pewne branże, w których małe i średnie polskie firmy mogą być szczególnie aktywne. Myślę przede wszystkim o firmach budowlanych, od lat działających na zachodnim rynku. Ale nie tylko. Na przykład polskie firmy zajmujące się konserwacją zabytków mają w państwach Unii Europejskiej dużo do powiedzenia.

Dziennik Zachodni: A co z polską żywnością?
HM: Branży spożywczej trochę przeszkadza odległość. Ale zważywszy, że polskie firmy mogą korzystać z różnych form transportu, np. lotnicze cargo, albo chłodne samochodowe mogące dostarczyć towar w ciągu kilkunastu godzin do zachodniego odbiorcy, polskie wędliny, nawet wyroby piekarnicze lub cukiernicze mogą znaleźć nabywcę w Berlinie czy nawet Paryżu. Wiele tu jednak zależy od operatywności działania.

Dziennik Zachodni: Jak duże jest zainteresowanie śląskich przedsiębiorców do działania na rynkach Unii Europejskiej?
HM: Trzeba na to spojrzeć przez pryzmat naszych polskich realiów. Otóż polscy rzemieślnicy mają swoją specyfikę. Ci ludzie są bardzo ambitni, ale często zbyt zapatrzeni w siebie. Często zdarza się, że polski producent mógłby sprzedać na zachodzie o wiele więcej, ale nie jest do tego odpowiednio przygotowany. Co to oznacza? Tyle, że w odpowiednim czasie nie podejmuje działań bo zadowala się tym, co jest. W myśl zasady: to co robię jest tak dobre, że na moim rynku nic nie zagraża mojej pozycji. Tymczasem proces globalizacji jest coraz wyraźniejszy i obejmuje także Polskę. Teraz, po wejściu naszego kraju do Unii proces ten nasili się jeszcze bardziej, co będzie miało tak pozytywne, jak i negatywne skutki. Polskim przedsiębiorcom trzeba teraz uświadamiać, że ich spokój się kończył. Potrzebna jest wielka akcja informacyjna o tym, że znaleźliśmy się w nowych warunkach. Dotychczasowy sposób działania może nie wystarczyć, by utrzymać się, a tym bardziej wzmocnić swoją pozycję na rynku.

Dziennik Zachodni: Przedsiębiorcy mają wielkie wyobrażenia o profitach, jakie na nich spłyną po wejściu na zachodnie rynki. czy jednak nie będzie tak, że spora część z nich mocno się rozczaruje, a niektórzy poniosą dotkliwe straty?
HM: Tak już jest w gospodarce europejskiej, że co roku kilkaset tysięcy firm bankrutuje. I to w najbardziej rozwiniętych państwach. Na przykład w Niemczech. Myślę, że podobnie będzie w Polsce. W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się zresztą, że wiele małych i średnich firm bankrutuje, a na ich miejsce powstają inne. Ale to zupełnie normalne. Przedsiębiorstwa, które są bardziej aktywne pozostaną, słabsze i mało dynamiczne, które nie znajdą swojego miejsca na rynku, będą się musiały prędzej czy później z rynkiem pożegnać.

Dziennik Zachodni: Komu odradzałby pan uruchamianie działalności gospodarczej za granicą bądź nakierowanej na tamtejsze rynki?
HM: Przede wszystkim firmom, które swą działalność opierają wyłącznie na osobie właściciela, dla których ten właściciel jest alfą i omegą. Szefem i zaopatrzeniowcem, projektantem i specem od marketingu i sprzedaży. Takie przedsiębiorstwa nie mają czego w Unii szukać. Zupełnym przeciwieństwem są firmy nowoczesne, rozwijające się, gdzie pracuje się zespołowo, w których właściciel wie, co znaczy delegować uprawnienia, wie jak pokierować zespołem. Tylko takie firmy są w stanie konkurować z przedsiębiorstwami unijnymi.

Dziennik Zachodni: Większość osób chcących prowadzić działalność gospodarczą w Unii nastawia się - co jest zupełnie zrozumiałe - na świadczenie usług. Ale co z działalnością produkcyjną? Czy opłaca się uruchamianie takiego zakładu w Austrii, Niemczech czy we Włoszech?
HM: Jest wiele branż, w których byłoby to zupełnie nieopłacalne z uwagi na wysokie koszty pracy w krajach zachodnich. Tymczasem zakład zrobotyzowany, nawet zakładając wysyłanie do pracy w nim polskich pracowników, będzie wymagał ogromnych inwestycji. Co innego w dziedzinach, w których potrzebny jest duży nakład siły roboczej. Wtedy produkujmy to u nas w Polsce. Zwłaszcza wtedy, kiedy transport tych produktów jest opłacalny, nic nie stoi na przeszkodzie, by je wytwarzać w Polsce i eksportować na rynki docelowe.

Dziennik Zachodni: Przedsiębiorcy narzekają na trudny dostęp do kredytów. Czy tam mogliby uzyskać je łatwiej?
HM: Dziś, gdy większość polskich banków jest częścią międzynarodowych instytucji finansowych, praktycznie nie ma granic dla przepływu kapitałów. Procedury uzyskania pożyczek w całej Unii są bardzo podobne. Dlatego nie powinno być problemów z uzyskaniem ich w Niemczech czy we Francji, jeśli w Polsce ma się zdolność kredytową. A to jest najważniejsze. Zawsze trzeba mieć zabezpieczenie. Czy w Polsce, czy na Zachodzie chcąc zainwestować z kredytu sto jednostek, musimy udowodnić, że mamy zabezpieczenie na sto pięćdziesiąt.

Dziennik Zachodni: Czy polskie firmy potrafią w skuteczny sposób szukać zagranicznych partnerów dla wspólnej działalności gospodarczej?
HM: Są firmy, które robią to świetnie. Ale są i takie, które tego nie potrafią. W sukurs tym drugim powinny przychodzić i przychodzą organizacje przedsiębiorców, jak izby rzemieślnicze lub stowarzyszenia przedsiębiorców działające zarówno na szczeblu lokalnym jak i regionalnym. Wydaje się, że ta pomoc jest duża, choć wciąż okazuje się niewystarczająca. Ilość podmiotów, które chciałyby działać na szerszym rynku jest bowiem ogromna, a liczba doświadczonych i wykształconych doradców - wciąż niewielka. W katowickiej Izbie Rzemieślniczej mamy dobry zespół, który współpracuje z kilkoma organizacjami na Zachodzie. Jesteśmy w stanie pomóc przedsiębiorcom na rynku śląskim. Ale takich zespołów jak nasz jest niewiele.

Dziennik Zachodni: Jak widzi pan szansę śląskich przedsiębiorców zaistnienia na rynku czeskim i słowackim, już unijnym?
HM: Tutaj mocnym argumentem jest bliskość tych rynków. Istnieją dziedziny, w których polscy rzemieślnicy są znani w Czechach i na Słowacji. Są to np. meble, po które nasi sąsiedzi przyjeżdżają do Polski już od lat. Ale w zasadzie większość produktów i usług powinna znaleźć klientów w tych krajach, jako że prywatna drobna wytwórczość w całym powojennym pięćdziesięcioleciu prawie w ogóle tam nie istniała. Czesi i Słowacy będą zatem potrzebowali dużo czasu na zbudowanie swojego rzemiosła, a to daje duże szanse dla polskich rzemieślników i producentów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto