Krzysztof Gonciarz - bo o nim mowa - znany jest użytkownikom polskiego internetu. Jego filmiki stały się niezwykle popularne, dając impuls wielu zsieciowanym do marzenia o podróży do Japonii. Wystawa, z którą mamy do czynienia w Krakowie, to produkt naszych czasów. Świat iluzji, skrojony do tego, by się w nim zanurzyć - wraz ze swoim telefonem.
Dzięki niemu - i zamontowanemu w nim aparatowi - możemy choć na chwilę poczuć się, jak w trakcie podróży do stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni. Z pomocą bardzo prostych trików wizualnych znajdziemy się nagle w świecie migotliwych neonów ulic japońskiej metropolii, ale i oglądamy życie jej mieszkańców.
Wystawa, kuratorowana przez Joannę Habę i Monikę Pawłowską, próbuje wchłonąć w muzealną przestrzeń nieograniczoność filmików Gonciarza, wpisać w trójwymiarową przestrzeń sali wystawienniczej, nadać jej kształt wystawy, ale nie okroić jej specyfiki. Stąd całość podzielona jest na trzy części. Tuż po wejściu czeka nas film Krzysztofa Gonciarza.
To dwudziestoczterogodzinne podglądanie życia miasta, skondensowane do 20 minut. To w symboliczny sposób dobrze oddaje specyfikę obrazów tego youtubera. Choć jest wnikliwym obserwatorem, rzeczywistość internetu jest nieubłagana: dąży do skrótu, szybkości, dynamiki. Wszystko niemal w teledyskowej formie. Ale oglądamy to w kontrze - wyciszona biel i poduchy przypominające kamienia. Jakbyśmy siedzieli w tradycyjnym ogrodzie japońskim.
W bocznych salach dwa odmienne spojrzenia. W jednej - mała, japońska uliczka, w której otaczają nas neony miasta, z drugiej - wizualne gry z filmem, w który można wręcz wejść (dosłownie!), odbijającym się w rozmaitych konstrukcjach ze szkła i soczewek, zaczyna się gra z tematem Tokio, z naszymi wyobrażeniami wyniesionymi z popkultury, filmów, obrazów i... internetu.
Bo to on właśnie pozwala nam podróżować w ciągu sekundy, oglądać zabytki danego miasta, zaglądać w jego zakamarki. Ta wystawa to świetna współczesna gra, pozwalająca zrozumieć, jaką iluzją jest wiara w poznawanie świata na odległość. Wciągająca i krytyczna. Bo czy takie Tokio istnieje naprawdę?
Ciekawym pendant do tego pokazu jest wystawa na parterze budynku - „Tokio. Smok i Smok”, przygotowana przez Natalię Buchtę we współpracy z duetem Kamil Kuzko, Przemysław Wideł - czyli komiksowa rzecz, krążącą wokół specyfiki japońskiej popkultury, wykorzystująca wyrywki z reklamowych (i nie tylko) filmów, a jednocześnie pytająca o podobieństwa i różnice (cóż, smok nas łączy, a nie dzieli jak wiadomo), nagle otrzymujemy całkiem ciekawą, wielowarstwową opowieść o Dalekim Wschodzie.
A muzeum Manggha po raz kolejny udowadnia, że trzyma rękę na pulsie współczesności. Nie boi się ryzykownych rozwiązań i pozostaje jednym z najciekawszych centrów kultury, rozumiejących dzisiejszy świat. Bo kto inny mógłby stworzyć wystawę, która tak dobrze się sprawdza jako tło dla selfie na Facebooka czy Instagrama?
- Pol'and'Rock Festival tuż-tuż. A tak wyglądały kiedyś Przystanki Woodstock!
- Nie pomogła im nawet Magda Gessler. Oto knajpy, które upadły
- Tak wyglądał Kraków u schyłku II wojny światowej [GALERIA]
- Kraków w latach 90. Niby niedawno, a inny świat [ZDJĘCIA]
- Nie jedz tego! Te produkty zostały wycofane przez GIS
- Jak odpoczywają piłkarze Wisły? [PRYWATNE ZDJĘCIA]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?