Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Jaroszewicz: Ojciec mówił, że pewne rzeczy wyjdą po jego śmierci. Ale to nie zadziałało

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Andrzej Jaroszewicz: Nie przychodzi się do byłego premiera, nie morduje się dwóch osób dla jakichś drobiazgów, które następnie wynosi się z jego domu
Andrzej Jaroszewicz: Nie przychodzi się do byłego premiera, nie morduje się dwóch osób dla jakichś drobiazgów, które następnie wynosi się z jego domu Archiwum domowe
W to, że to była przypadkowa śmierć, to ja nigdy nie uwierzę. Wobec tego interesuje mnie, kto to kazał zrobić. Kto to wszystko zlecił? Jeśli nawet to ci oskarżeni tam byli, to kto to wszystko zorganizował? Bo nagle się okazuje, że oskarżeni nic nie wiedzą – mówi Andrzej Jaroszewicz syn PRL-owskiego premiera Piotra Jaroszewicza, zamordowanego wraz z żoną w 1992 roku.

Niedługo minie 30 lat od popełnienia jednej z największych zbrodni III RP – zamordowania Pana ojca, premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej. Ruszył drugi już proces osób oskarżonych o te zabójstwa. Jakie ma Pan oczekiwania? Poznamy prawdę?

Pani redaktor, moje oczekiwania są następujące: od polskiego wymiaru sprawiedliwości oczekuję zakończenia tej sprawy.

Jakiego zakończenia? Winni śmierci zostaną ukarani?

Winni! Sprawa jest skomplikowana. Ale nie przychodzi się do byłego premiera, nie morduje się dwóch osób dla jakichś drobiazgów, które następnie wynosi się z jego domu. Mnie teraz trudno komentować, bo widzę wysiłek prokuratora i widzę, że sąd jest bardzo dociekliwy. Dziś (rozmawiamy we wtorek 22 czerwca 2021 – red.), w tym upale siedziałem w sądzie. Prokurator zadawał pytania. Główny oskarżony składał jakieś wyjaśnienia. Powiem pani, że wiele lat temu, jak kończył się pierwszy proces z oskarżonymi z Mińska Mazowieckiego i jak usłyszałem przemowę prokuratora, który sam wstał i powiedział, że prokuratura wnosi o uniewinnienie oskarżonych, to ręce mi opadły. Przez te wszystkie lata cały czas mam kontakt z dziennikarzami; wciąż jeszcze mam sporo fanów, ze względu na moje sportowe dokonania i zawsze przy okazji wywiadów wtrącam wątek mojego ojca. Przypominam, że to jest niewyjaśniona sprawa. A pilnowanie tej sprawy, żeby doprowadzić ją do końca, to jest moja powinność. Powinność synowska w stosunku do własnego ojca.

Prokuratura cały czas podtrzymuje motyw rabunkowy tej zbrodni? Wiem już z wcześniejszych wypowiedzi, że Pan w to nie wierzy.

Proszę pani, jestem w trudnej sytuacji, albowiem doskonale znam finał pierwszego procesu. Teraz jestem zaskoczony kilkoma faktami, które kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu wyglądały inaczej, a dzisiaj wyglądają zupełnie inaczej.

Co wygląda inaczej?

Na przykład inaczej wygląda sprawa dotycząca ukradzionych rzeczy. Wciąż to podkreślam: dla tak drobnych rzeczy jak 5 tysięcy niemieckich marek nie zabija się dwóch osób. No, sorry.

O tym, że miała zginąć jakaś suma pieniędzy, że zginął zegarek, że zginęła broń, Mauser i Walther, było wiadomo od dawna.

Zginęło też trochę innych rzeczy, ale stało się to po zabójstwie i o tym nie będziemy rozmawiać. Chciałbym w tym wszystkim znaleźć sens, aby go pani przekazać.

Dlaczego przed śmiercią torturowano byłego premiera Piotra Jaroszewicza – zastanawiał się Pan nad tym?

W tej chwili prokurator przyjął taką wersję, że mój ojciec nie był torturowany. Natomiast ja jestem w posiadaniu materiałów z sekcji zwłok i dokumentów, które powstały bezpośrednio po zabójstwie. Wobec tego mam takie pytanie: jak ocenić fakt, że było 34 obrażenia na ciele? Były to obrażenia mniej poważne i bardziej poważne. Na przykład obrażenia języka. I ta jedna przywiązana ręka. Dziś ci oskarżeni, którzy tam wtedy byli, po pierwsze przeprosili mnie, jako rodzinę. Po drugie mówią w sądzie tak: „My jesteśmy złodziejami i do państwa Jaroszewiczów przyszliśmy coś ukraść”. I że nikt nikogo nie maltretował. No, wie pani, jak ktoś ma 34 obrażenia, to jak inaczej to nazwać, jak nie maltretowanie, jak nie znęcanie się nad człowiekiem? Jak nie tortury?!

W ciało Piotra Jaroszewicza miał być wkręcany korkociąg.

Nie wiem tego. Nie wiem, czy był wkręcany korkociąg. Natomiast wiem, że była masa obrażeń i najgorsze, że główny oskarżony powiedział: „W takim razie ktoś po nas był i musiał torturować ofiarę. Myśmy nic nie robili”.

Oskarżeni utrzymują wiec, że oni nie zabili?

To jest dziwna sytuacja, bo dwójka oskarżonych stwierdziła, że zabił ten trzeci, główny, który się nie przyznaje w ogóle, że tam był. Ale w trakcie tego procesu zaczęto już mówić trochę innym językiem i trochę innym tonem. To znaczy – powątpiewać: „My tak naprawdę to nie wiemy, czy ten trzeci zabił, czy nie zabił, bo nas przy tym nie było”. Takie rzeczy. Dzieje się wręcz jakaś taka tragifarsa, ponieważ tych dwoje mówi tak: „Chcieliśmy ratować premiera. Tylko myśmy się bali tego trzeciego. Nie chcieliśmy dopuścić do tego, żeby on zamordował”. A na końcu mówią: „Tak naprawdę to myśmy w momencie śmierci nie byli, to my nie wiemy, czy to on, czy nie on zabił”. Nie wiem, co sąd z tym zrobi.

Pamiętam rozmowę, jaką prowadził z Panem w Trójce dziennikarz Michał Olszański. To było 10 lat temu. Powiedział Pan wtedy: „Myślę, że znam prawdę”. Nadal myśli Pan, że zna prawdę, jeśli chodzi o to zabójstwo?

Proszę pani! Dziesięć lat temu powiedziałbym pani, że wiem. Ale dziś powiem pani, że nie wiem. I powiem pani, dlaczego. Dziesięć lat temu miałem dużo przykrości z powodu tych słów. Zaczęto robić ze mnie w niektórych kręgach faceta nieodpowiedzialnego, który sobie coś wyimaginował i robił się Mesjaszem w tej sprawie. Nie chcę dziś tak mówić. Po prostu chcę, bo to jest 28 lat…

29 lat minie w sierpniu.

Pani redaktor! Chciałbym, żeby z mojej głowy wyleciało, że sprawa jest załatwiona. A na marginesie mówiąc – i może to pani napisać, albo tego pani nie napisze – ojca zabił jakiś morderca. W to, że to była przypadkowa śmierć, to ja nigdy nie uwierzę. Wobec tego interesuje mnie, kto to kazał zrobić. Kto to wszystko zlecił? Jeśli nawet to ci oskarżeni tam byli, to kto to wszystko zorganizował? Bo nagle się okazuje, że ci dwaj oskarżeni nic nie wiedzą. Jeden mówi: „My nic nie wiemy, ja pana Piotra za rękę trzymałem”. No, jakieś takie dziwne rzeczy.

Wokół śmierci byłego premiera PRL i jego żony narosło wiele różnych teorii. Jedną z nich, chyba najczęściej powtarzaną, jest to, że Piotr Jaroszewicz miał wiedzę. Był w posiadaniu niewygodnych dla kogoś informacji. 1 września 1992 roku miał się spotkać z gdańską dziennikarką, której miał przekazać jakieś informacje. Był też w trakcie pisania książki, która zniknęła, tak?

Tak było. O tym, że ojciec pisał książkę, wiadomo na pewno, dlatego, że mówili o tym tacy poważni świadkowie, jak Tadeusz Wrzaszczyk czy pan Aleksander Kopeć, którzy byli wicepremierami w rządzie PRL. Oni, proszę pani, twierdzili, że widzieli te notatki ojca. Jeśli weźmie pani książki Albina Siwaka, który po ojcu przetrwał w Biurze Politycznym KC PZPR, jako przedstawiciel klasy robotniczej, to przeczyta pani, że Albin Siwak mówił ojcu, że przypłaci on głową za te informacje, które mu podawał. Wprost o tym pisał w książkach, a pisarzem był płodnym.

Co Pana ojciec mógł wiedzieć? Kto mógł się tej wiedzy obawiać? Czy są ludzie, którzy nadal się boją ujawnienia tej wiedzy?

Nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie, wie pani. Dlatego, że ja obserwuję w ogóle scenę polityczną, a obserwuję dlatego, że wychowałem się w politycznej rodzinie, więc powiedziałbym nieprawdę, gdybym mówił, że się nią nie interesuję. Interesuje mnie, ale, wie pani, czasy się zmieniają. Poglądy ciężko zmienić, ale czas, w którym człowiek jest usadowiony, zmienia się. Dlatego ja sam kilkanaście lat temu przedstawiałem inne stanowisko, a dzisiaj bardziej jestem wyciszony w tych sprawach. W tamtych czasach wiem, że różne rzeczy zadziały się właśnie tamtego dnia; jak też zadziały się dzień wcześniej i dzień później. Są takie fakty, które nie zdarzały się nigdy.

Jakie na przykład?

Na przykład takie, że pani Solska nie odwozi wnuków na lotnisko, co zawsze robiła. Nie było takiej możliwości, aby nie odwiozła na lotnisko wnuków.

Pańska macocha.

Macocha, tak. Odwołuje kilka wizyt. Przekłada je. Ja wróciłem z Włoch, wie pani; dwa dni przed zabójstwem. Wtedy jeszcze w Polsce nie było takiego zaopatrzenia, jak teraz, więc jak człowiek przyjeżdżał z Włoch, to przywoził jakieś makarony, jakieś sosy, wino i tak dalej. Byłem w willi w Aninie w sobotę. Powiedziałem, że w poniedziałek przyjadę i przywiozę resztę tych rzeczy, które kupiłem we Włoszech. Alicja powiedziała: „Tylko nie w poniedziałek. Tylko nie wtedy”.

Pytał Pan, dlaczego?

Nie pytałem, bo nie miałem zwyczaju pytać. Ale, wie pani, takich drobiazgów było w ciągu tych dni bardzo dużo. To nie jest na jeden wywiad. Nie jestem w stanie przekazać pani tego w jednej rozmowie.

Sugeruje Pan, że zachowanie żony Piotra Jaroszewicza było wtedy dziwne, podejrzane?

Kiedyś bym powiedział, że tak. Dziś powiem pani, że nie wiem. Ale jest parę ciekawych książek na ten temat.

Spotkałam się i z taką teorią, która łączy śmierć Pana ojca, z późniejszą śmiercią generała Jerzego Fonkowicza.

Mówi pani o tajnym archiwum gestapo, tak?

Mówię o tym, że generał Fonkowicz przyjaźnił się z Pana ojcem i ze został zamordowany w okrutny sposób; był przed śmiercią torturowany.

Teoretycznie to nie musi być ze sobą połączone. Ale nie bardzo mi się chce wierzyć w to, że to nie jest ze sobą połączone.

Czy kiedykolwiek po śmierci ojca spotkał się Pan i rozmawiał z gdańską dziennikarką Barbarą Jakubiec, która 1 września 1992 roku miała się widzieć z Pana ojcem?

Jestem z nią w kontakcie cały czas. Ona jest żoną mojego niejako przyszywanego brata. Jego ojciec przyjaźnił się z moim ojcem jeszcze w czasach przedwojennych, obaj kończyli studium nauczycielskie. Jest między nami rodzinne przywiązanie. Mówiąc szczerze, myślę, że ona obawiała się cokolwiek mówić. Podobno coś nagrywała, ale potem tych nagrań nie mogła znaleźć, coś się zagubiło. Nie wypada mi wypytywać; teraz to są już starsi ludzie i nie wypada mi ją naciskać. Ale to też jest przykład na to, że właśnie tego dnia zadziało się coś takiego, co normalnie by się nie zadziało.

Już od jakiegoś czasu przed śmiercią pana tata chodził z bronią, podobno spał z bronią. Bał się? Czego? I czego mogła się bać Alicja Solska?

Prawda jest taka, że u Alicji Solskiej ja nigdy nie widziałem broni. Dowiedziałem się dopiero teraz, że była jakaś broń. Ojciec owszem, miał pistolet Walhter, kaliber 7,65 mm.

Nie rozstawał się z nim?

To nie jest prawdą.

Nie jest prawdą, że trzymał broń pod poduszką?

A skąd!

Mówiło się też, że w domu rozmawiać nie chciał, bał się podsłuchów. Wszystkie ważne rozmowy prowadził na zewnątrz, w ogrodzie.

Tak, mówił, że jest podsłuch. Sam wychodziłem z nim do ogrodu i rozmawialiśmy, bo wiedzieliśmy, że w domu jest podsłuch.

Komu mogła zaszkodzić wiedza, jaką miał Piotr Jaroszewicz?

Transformacji. Kierunkowi transformacji w Polsce. Wie pani, transformacja by nastąpiła, tak czy inaczej. Ale mogła iść w zupełnie innym kierunku. Polska mogła pójść drogą skandynawską, byłoby to najmniej bolesne dla naszego kraju. Ale stało się, jak się stało.

Pan się dzisiaj czegoś obawia?

A co oni mogą mi dzisiaj zrobić? Mogą mnie zabić. No i co?

Oni, czyli kto?

Ci, którzy chcieliby to zrobić. Nie wiem, kto. Gdybym wiedział, to bym zgłosił prokuraturze.

Piotr Jaroszewicz nie mówił Panu, czego się obawia? Jak dziś, po latach, wspomina Pan swoje relacje z ojcem? Jakie one były?

To była wielka miłość ojca do syna i syna do ojca. Taka była prawda. Na tematy polityczne rozmawialiśmy rzadko. Bardzo wymowną rzecz mi raz powiedział i chyba został tu oszukany. Powiedział mi mianowicie, że pewne rzeczy wyjdą w pewnym czasie po jego śmierci. Zrozumiałem z tej wypowiedzi, że jest jakiś mechanizm ujawniania czegoś. Ale do tej pory ten mechanizm nie został uruchomiony, prawdopodobnie przez tę śmierć to nie zadziałało. A powiedział mi dokładnie tak, jak pani przekazałem.

Tajemnica została zabrana do grobu?

Wie pani, znałem ojca na tyle, że wiem, iż z całą pewnością prędzej by umarł, niż ujawnił, czego ujawnić nie chciał. Gdyby ktoś chciał torturami od niego coś wyciągnąć, to by się nie udało. To wykluczone. Piotr Jaroszewicz był człowiekiem bardzo w życiu zahartowanym. Przeżył Syberię, bardzo ciężko pracował, różnych rzeczy się imał, tułał się i dostał wycisk solidny. Nie sądzę, że gdyby ktoś chciał coś od niego coś wymusić, to by mu się to nie udało. Ojciec umarłby, a nie powiedział. Zastanawia ta jedna jego ręka przywiązana, a druga nie przywiązana. To teraz oskarżeni mówią, że drugiej nie zdążyli przywiązać. Mówią, że ojciec w ogóle się wyswobodził i oni już wychodzili z domu, ale usłyszeli szum i to wtedy nastąpiło zabójstwo. Kiedy z panią teraz rozmawiam, to widzę te sceny oczami wyobraźni. Widzę tę noc, te ciemności, to, jak oni idą, jak coś słyszą, jak wracają do domu, jak jeden bierze sztucer, ktoś mu podaje zamek, który najpierw został wyjęty… Trudny moment w tej chwili jest w tym procesie. Ciężko mi przewidzieć, co nastąpi.

Może być podobnie, jak podczas pierwszego procesu – uniewinnienie oskarżonych?

Trudno mi powiedzieć, jak sąd postąpi. Na razie widzę, że sąd jest niezmiernie wnikliwy. Zobaczymy, co się wydarzy.

Pańska rola w tym procesie to oskarżyciel posiłkowy?

Tak, jestem oskarżycielem posiłkowym; ale wie, pani, dziwna sprawa. Rodzina ze strony pani Alicji też ustanowiła się oskarżycielami posiłkowymi, ale ani razu na proces nie przyszli. Sędzia wyczytuje ich nazwiska i się uśmiecha, bo oni na rozprawy nie przychodzą. Nie wiem, dlaczego.

Pan ich o to nie pytał? Nie ma pan kontaktu ze swoim bratem przyrodnim, Janem Jaroszewiczem?

Niestety, nie mam.

Dlatego, że on nie chce, czy dlatego, że Pan nie chce?

Dlatego, że ja nie chcę, proszę pani. Ale to są rodzinne sprawy. Nie będziemy w to wnikać.

Kilka lat temu na wizji Tomasz Sekielski ujawnił zakrwawione ubrania zamordowanych oraz ślady daktyloskopijne z odciskami palców; dowody te zapakowane w pudło, otrzymał Jan Jaroszewicz i przez kilka lat nawet do nich nie zajrzał.

Brałem udział w tym programie, byłem przy otwarciu tego pudła. Ono zostało otwarte już wcześniej, a potem zostało otwarte na potrzeby programu. Ale widzi pani, znów to jest coś nie tak. Skoro sąd przysłał Janowi rzeczy z depozytu jako zwrot, to pytam się, dlaczego ja o tym nie wiedziałem? Mam takie samo prawo do tego, jak on. Zadam pani pytanie. Mogę?

Proszę.

Gdyby pani dostała coś takiego z sądu, to by pani zajrzała do tego, czy nie?

Trudno mi powiedzieć, jak bym się zachowała, bo tyle wiemy o sobie, ile na sobie sprawdzimy. Prawdopodobnie bym zajrzała.

Tak mówi sto procent ludzi, przeze mnie pytanych. A Jan – nie zajrzał. Podobno dopiero zajrzał przy Sekielskim. Znów to jest jakiś numer.

Tylko, że później Prokuratura Krajowa twierdziła, że to, co ujawnił Sekielski w żaden sposób nie przyczyniło się i nie miało wpływu na wznowienie śledztwa. Jakie jest Pana zdanie?

Sekielski przyczynił się do tego, że ten drugi proces ruszył. Jestem o tym przekonany w stu procentach. Wie pani, co było z tymi dowodami? Zwrócili dowody, których nie powinni zwracać. Do tego tekturowego pudła włożono w jakiś reklamówkach po coca-coli, z myszką Micki pozawijane rzeczy. Tragedia. Nie ma protokołu przekazania, nie ma wykazu rzeczy, które się zwraca. Kurcze, jak mamy dojść do prawdy, jeśli w taki sposób się postępuje?

To jeszcze raz zapytam, czy wierzy Pan, że do tej prawdy się dojdzie i co nią będzie?

Kochana! Ja muszę w to wierzyć, bo ile ja mam jeszcze życia przed sobą?

Wiele lat!

To samo mówi moja żona. Ale ona ma rację, bo moja żona zawsze ma rację. I ona więcej wie o tej sprawie ode mnie.

Nie ma Pan wrażenia, że jest ostatnią osobą, która chce tę sprawę doprowadzić do końca i wyjaśnić sprawę śmierci Jaroszewiczów?

Wydaje mi się, że ma pani rację. Chyba tak jest. Rozglądając się dookoła, nie widzę specjalnie popleczników. Ludzie nie chcą o tym słuchać ani rozmawiać, unikają tego tematu. Nie wiem, boją się?

Dlaczego Pan nie odpuszcza? Chodzi na procesy, rozmawia z dziennikarzami, udziela wywiadów?

Ponieważ to był mój ojciec. To była wielka, rodzinna miłość. Pan Macierewicz w przedmowie do którejś z książek powiedział, że sprawa Piotra Jaroszewicza to jest sprawa polskiej racji stanu. I tak, jak się z nim nie zgadzam we wszystkich innych sprawach, to w tej jednej sprawie się z nim zgadzam.

Jeśli nie wie Pan, kogo obawiał się Piotr Jaroszewicz, to może się domyśla, kto mógł się obawiać jego?

Acha, to teraz gramy w drugą stronę? Dobra. Piotra Jaroszewicza mogło się bać… No, paru facetów się go bało, na pewno.

Co to za faceci, powie Pan?

Dwóch najgorszych już nie żyje.

Jeden z nich to na przykład Kiszczak?

Nie wiem. Po nazwiskach nie będę mówił.

Pamięta Pan, co robił 31 sierpnia 1992 roku i jak się dowiedział o śmierci ojca i macochy?

Absolutnie! Wszystko pamiętam. Prowadziłem firmę w Gdańsku. Przyjechałem do pracy. Sekretarka powiedziała, że w radiu słyszała, że popełniono morderstwo w Aninie. Nie bardzo wierzyłem. W zasadzie nie wierzyłem, nim przyjechałem do domu. Chociaż podczas podróży z Gdańska do domu, słyszałem komunikaty radiowe; trąbili na okrągło, co godzinę. Jan tam był, otworzył mi. Dzwoniła do niego moja poprzednia małżonka. Pytała: „Co się stało”. Powiedział: „Nic się Grażynko, nie stało”. Pytałem, dlaczego nie zawiadomił mnie. Wie pani, gdybym ja był na jego miejscu, to pierwsze co bym zrobił, to zawiadomił rodzinę. Tak chyba powinien człowiek postąpić. Najbliższych bym zawiadomił i potem pobiegł na policję. A on najpierw pobiegł na policję, a potem mi powiedział: „Prokurator zabronił mi ciebie powiadomić”.

Weryfikował Pan to, czy prokurator faktycznie zabronił? I dlaczego?

A po co ja mam weryfikować to, co usłyszałem od brata? A kiedy pytałem, który prokurator, to nabrał wody w usta i koniec. Bliski dla mnie człowiek – bo taki był dla mnie Jan, chociaż z innej matki. A potem zrobił mi pewne, określone rodzaje świństwa; powstało bardzo dużo błota i smrodu. Złamano wszystkie reguły. Nie bez powodu nie utrzymuję kontaktów z tą rodziną. Do niczego one nie są mi potrzebne. Może napiszę o tym w następnej książce.

Teraz Pan nie pisze książki?

Piszemy z żoną dwie następne. Jedna zupełnie sportowa, a druga trochę biograficzna. W dużej części będzie poświęcona ojcu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Andrzej Jaroszewicz: Ojciec mówił, że pewne rzeczy wyjdą po jego śmierci. Ale to nie zadziałało - Portal i.pl

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto