Jak już informowaliśmy, Dorota Majorkiewicz ze Startu Olsztyn odniosła duży sukces, wygrywając mocno obsadzony turniej w taekwondo ITF w rosyjskim Sankt Petersburgu.
Specyficzną cechą Pucharu Piotra Wielkiego w Sankt Petersburgu jest dopuszczenie w walkach mocnego kontaktu. - Kto nokautował, ten wygrywał, podczas gdy w mistrzostwach Europy czy świata za takie akcje zawodnik jest dyskwalifikowany - mówi o turnieju Dorota Majorkiewicz.
Tegoroczne zawody zgromadziły na starcie ponad 200 taekwondoków z 15 państw, przy czym większość startujących pochodziła z byłych republik radzieckich. Poza nimi przyjechali tylko Czesi i Polacy. - Ze względu na to, że w walkach prawie nie ma ograniczeń w kontakcie, inne kraje po prostu boją się startować w Petersburgu - przyznaje trener kobiecej reprezentacji Polski i jednocześnie szkoleniowiec Startu Olsztyn Jerzy Litwiński.
- To turniej dla twardych ludzi, ale my lubimy tam jeździć. Tym bardziej że właśnie na Wschodzie trzeba szukać naszych najgroźniejszych rywali na przyszłość - dodaje.
Zdaniem polskich szkoleniowców Puchar Piotra Wielkiego przewyższał poziomem sportowym i organizacyjnym niejedne mistrzostwa Europy. Takie kraje jak Tadżykistan (wygrał klasyfikację medalową przed Polską), Uzbekistan czy Ukraina mają ogromny potencjał i już niedługo będą stanowić poważną siłę w taekwondo ITF.
Uznaną marką cieszą się już Rosjanie, którzy z roku na rok prezentują coraz wyższy poziom. Ale czy może być inaczej, skoro w samym Sankt Petersburgu taekwondo ITF trenuje tyle osób co w... całej Polsce!
W tym kontekście cieszą sukcesy biało-czerwonych, którzy przywieźli do kraju siedem medali (3,1,3). Jeden z nich i to złoty zdobyła Dorota Majorkiewicz w kat. 63 kg. - Walczyłam w tej samej sali, w której trzy lata temu zostałam mistrzynią świata, później stanęłam na tym samym podium i znów zagrano mi Mazurka - mówi olsztynianka.
- Petersburg jest dla mnie bardzo szczęśliwy - dodaje. Po pokonaniu Ukrainki i Rosjanki najtrudniejsze zadanie czekało na Majorkiewicz w finale. Reprezentantka Ukrainy od początku ostro zaatakowała i po niecałej minucie prowadziła 4:0.
- Do tej pory często bywało tak, że po nieudanym początku trudno mi było się pozbierać - opowiada zawodniczka Startu. - Tym razem opanowałam sytuację i do końca dyktowałam warunki. To była niezła bijatyka, czego ślady jeszcze mam na twarzy, ale i tak nie wymiękłam. Mam nadzieję, że to była moja przełomowa walka.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?