Pracuje po kilkanaście godzin na dobę. Stres rozładowuje w samotności. Wciska się w fotel, włącza Vivaldiego i planuje następny dzień.
Pobudka o 6. Rano ani kawy, ani papierosa. Toaleta, makijaż, lekkie śniadanie, koniecznie pierwsze wiadomości w radiu i radiowy przegląd prasy. Ważne też, kto ma dziś imieniny. Tak zaczyna się dzień pracy Ireny Petryny, wicemarszałka województwa warmińsko-mazurskiego. Nigdy nie kończy się przed 19.
- Nie zdarzyło mi się być w domu o 15 - mówi Irena Petryna. - Nie ma też czasu na wspólne rodzinne kolacje. Za to chwilę na rozmowę z synami muszę znaleźć koniecznie. To już nie dzieci, jeden ma 26, drugi 22 lata, ale to nie znaczy, że nie potrzebują matki.
Urodziła się nad Jeziorem Jagodne, w mazurskiej wsi koło Giżycka. Już po wojnie, ale warunki były trudne. Z dzieciństwa najbardziej pamięta ciężką pracę. Rodzice często prosili ją o doglądanie stada. Zabierała wówczas ze sobą książki. No i nie raz zdarzało się, że zaczytana nie zauważała, że zwierzęta wlazły w szkodę sąsiadowi.
- Do szkoły chodziłam pięć kilometrów piechotą - mówi Irena Petryna. - Przedzierałam się kiedyś przez zaspy, a zimy były wtedy mroźne. Kiedy doszłam do szkoły wyglądałam jak bałwanek. Dyrektor złapał się za głowę i krzyknął - dziecko, kto cię w taką pogodę puścił do szkoły! Nigdy mu tego nie wybaczyłam.
Raz w miesiącu w soboty we wsi organizowano potańcówki.
- Uwielbiam tańczyć - wspomina. - Nasze pokolenia bawiło się jednak zupełnie inaczej, w sposób, który śmieszy dzisiaj młodych ludzi.
My graliśmy w fanty, w zgadywanki, organizowaliśmy podchody. Kto się dzisiaj tak bawi? Ale cenię sobie tamte przyjaźnie, tamte znajomości. W tej wsi mieszka dziś moja siostra. Kiedy ją odwiedzam, ludzie mnie witają. Czują, że jestem jedną z nich.
- Sukces? - dziwi się pani Irena. - Byłam niemożliwie pesymistycznie nastawiona do życia. Płakałam z byle powodu. Za sukces uważam to, że przebudowałam swój charakter.
Najpierw było harcerstwo, spółdzielnia uczniowska, samorząd szkolny. Potem kariera polityczna. Dziś Irena Petryna płacze rzadko, a jeśli już, to w samotności.
- Nie mam wątpliwości, że od kobiet w polityce wymaga się więcej - twierdzi. - Nie ma mowy o pobłażaniu. Trzeba podejmować szybkie decyzje. Może bycie kobietą pomaga w kontaktach z ludźmi, ale najczęściej przeszkadza w sporach politycznych. Na pewno przeszkadza w starciach. Nauczyłam się z tych starć wychodzić zwycięsko.
Ile zostało czasu na babskie przyjemności? Fryzjer, kosmetyczka, łażenie po sklepach?
- Na wędrówki po sklepach nie ma szans - mówi Irena Petryna. - Zaczynam pracę, kiedy sklepów jeszcze nie otwarto, kończę, gdy są już zamknięte. Wpadam tam na 10 minut. Albo coś mi wpadnie w oko, przymierzam i kupuję, albo nie. Żadnego marudzenia. Zdecydowany charakter przydaje się nawet w takiej prostej sprawie.
Lubi wiedzieć, że dobrze wygląda, że ma ułożoną fryzurę, nienaganny makijaż. Nie znosi pierścionków, ale nie rezygnuje z gustownych drobiazgów, mała broszka, wisiorek. Ceni sobie prezenty przyjaciół, na przykład ostatnio ktoś świetnie dobrał jej do kostiumu apaszkę.
- Nie przestałam być kobietą - podkreśla. - Normalnie nie mam na to czasu, ale w święta to ja jestem gospodynią. Przygotowuję tradycyjne potrawy, koniecznie barszcz, kapustę z grochem, ryby, kluski z makiem i rodzynkami i robię to naprawdę dobrze. Dbam, żeby mieć dla wszystkich bliskich prezenty i wybieram je sama, a nie przez sekretarkę.
Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?