Tylko szczęśliwym trafem zmrożona bryła śniegu nie stała się przyczyną tragedii. Spadła z dachu
budynku przy ul. Kętrzyńskiego wprost na samochód.
Bryła była wielkości małego samochodu. - Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby spadła na
przechodnia lub ktoś był w pechowym samochodzie - mówią mieszkańcy.
Mieszkańcy okolicznych domów nie zdawali sobie nawet sprawy z zagrożenia. Spokojnie szli do
pracy i po zakupy. Pierwszy zareagował, tuż po o godzinie 9, Eugeniusz Poświata.
- Przypadkiem spojrzałem w górę. Aż zdębiałem. Ze skraju dachu zwisała potężna bryła śniegu.
Ciarki przeszły mi po plecach - relacjonuje wczorajsze wydarzenia Eugeniusz Poświata.
Pan Eugeniusz natychmiast pobiegł do administracji budynku. Po drodze spotkał policjantów.
Opowiedział im o zagrożeniu. Jak twierdzi ci tylko wzruszyli ramionami i poszli dalej.
Zareagowano dopiero w Zakładzie Budynków Komunalnych 4, które zarządza domem przy ulicy
Kętrzyńskiego. Pracownik ZBK zadzwonił do jednego z wykonawców pracujących na zlecenie zakładu.
Mijały godziny, a śnieg jak leżał, tak leżał.
Około południa bryła śniegu oderwała się od dachu i spadła na zaparkowane Cinquecento należące
do Tomasza Sierczewskiego. Dach został wgnieciony, wyleciały szyby. Nawet bok samochodu został
uszkodzony.
Pan Tomasz przyjechał z wizytą do rodziny. Został na noc. Cinquecento zaparkował jak zawsze pod
budynkiem. Wczoraj chciał pojechać do szkoły po dziewczynę. Nie zdążył.
- Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Dopiero po kilkunastu minutach dotarło do mnie, że na
szczęście ubezpieczyłem samochód i to ograniczy moje straty - mówi Tomasz Sierczewski.
Ciotka Tomasza Sierczewskiego do tej pory nie może otrząsnąć się ze zdenerwowania.
- Siostrzeniec zaraz przybiegł do domu. Nie mógł się uspokoić. Przecież chłopak mógł być w
środku - Henryka Bąkowska, załamuje ręce. - Sąsiedzi mówią, że ten śnieg wisiał już wcześniej.
Dziwne, że nikt się tym nie zajął - dorzuca roztrzęsiona.
Strażacy na miejscu pojawili się kilkanaście minut po wypadku. Z dachu zwisała przerwana przez
śnieg blacha. Ona też mogła w każdej chwili spaść na ulicę. Zabezpieczyli teren i zrzucili ją na
ziemię.
- Przecież strażacy mogli przyjechać godzinę wcześniej - kwituje Henryka Bąkowska.
- Teraz cały czas wzywają nas do podobnych zagrożeń - stwierdza Andrzej Bicki, młodszy aspirant
Komendy Miejskiej Straży Pożarnej. - Od rana jestem na drabinie. Dzisiaj odśnieżaliśmy już dachy
Szkoły Podstawowej numer 6. Jeździmy do każdego wezwania, gdzie życie lub mienie jest w
niebezpieczeństwie - dodaje.
Strażacy od kilku dni zajmują się strącaniem sopli i zwałów śniegu z dachów. Rekordowy sopel
utworzył się w zeszłym tygodniu przy ulicy Mazurskiej. Miał ponad pięć metrów długości i ważył
ponad sto kilo. Wówczas jednak Straż Miejska zabezpieczyła teren do czasu przyjazdu strażaków.
Ci strącili sopel.
Wojciech Łazarewicz, prezes ZBK 4:
Nie odśnieżamy dachów budynków pod naszą administracją, bo są śliskie i niebezpiecznie na nie
wchodzić. Istnieje niebezpieczeństwo, że pracownik oczyszczający dach spadnie z niego.
Wcześniej walczyliśmy z soplami. Nasze budynki są stare i strome. Mieszkańcy nie powinni
parkować tak blisko budynków. Robimy co możemy. Szczęście, że nikogo nie było w tym samochodzie.
Grzegorz Matczyński, szef Komendy Miejskiej Straży Pożarnej:
Wypada teraz patrzeć nie tylko pod nogi, ale i do góry. O bezpieczeństwo pod tym względem
powinni zadbać administratorzy budynków. To ich zadanie. Nie zapominajmy o tym.
Czasami można przecież taki sopel, czy śnieg strącić przez okno za pomocą zwykłej szczotki. Co
do parkowania radziłbym wybierać parkingi , które nie sąsiadują bezpośrednio z budynkami.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?