Podwyżka wykańcza firmy

Przedsiębiorcy z byłych koszar przy ul.Gietkowskiej i Dąbrowskiego uważają, że Zarządowi Miasta nie zależy na nowych miejscach pracy.

Gdyby było inaczej, to nie pozwoliłby na podwyżkę czynszów w lokalach usługowych znajdujących się w tej okolicy - mówi Leszek Stanisławski, właściciel komisu meblowego i wiceprezes Zrzeszenia Prywatnego Handlu i Usług.

W czerwcu ubiegłego roku czynsze w rejonie byłych koszar wzrosły 4-5-krotnie: z 2,5-3,5 zł na 12, 16 i 17 zł za metr kwadratowy. Dzierżawcy lokali odwoływali się, ale bezskutecznie.

- Z powodu podwyżki musiałem zwolnić jedną osobę - wylicza Stanisławski. - Inne firmy zwolniły jeszcze więcej ludzi. W sumie pracę straciło 25 osób. Niektóre firmy opuściły też lokale, które teraz są puste.

- Przez podwyżkę zrezygnowałam z dodatkowego lokalu, w którym rozpoczęłam już remont - mówi Elżbieta Łozowska, która zatrudnia 70 osób.

- Na dodatek od 10 lat Zarząd Miasta nie potrafi nam powiedzieć, czy nadal będziemy mogli pracować w byłych koszarach. Tak chyba nie postępuje zarząd, który zapewnia, że walczy z bezrobociem - dodaje Stanisławski.

Wojciech Szalkiewicz, rzecznik prasowy Urzędu Miasta, nie zgadza się z zarzutami kupców.

- Ci kupcy swój limit pomocy już wyczerpali - wyjaśnia - Zarząd Miasta przez wiele lat utrzymywał ich czynsze na niskim poziomie, gdy tymczasem innym podnosił. Wreszcie je urealnił, bo jak długo można pomagać. Teraz przyszła kolej na pomoc innej grupie zawodowej. Ona też nie jest nieograniczona w czasie. Potrwa półtora roku. Narzekania dzierżawców z ulic Dąbrowskiego i Gietkowskiej wydają mi się nieuzasadnione.