Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Region. Rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem

Zbigniew Szymula
- Cztery razy byłem mistrzem Polski, więc nic i nikomu nie muszę już udowadniać - mówi rajdowy wicemistrz kraju Krzysztof Hołowczyc. - Czuje się pan jak żołnierz, który wraca do domu po przegranej wojnie? - ...

- Cztery razy byłem mistrzem Polski, więc nic i nikomu nie muszę już udowadniać - mówi rajdowy wicemistrz kraju Krzysztof Hołowczyc.

- Czuje się pan jak żołnierz, który wraca do domu po przegranej wojnie?

- Nie mam takich odczuć. Wygraliśmy (Hołowczyc jechał z pilotem Łukaszem Kurzeją - red.) w Rajdzie Warszawskim dziewięć z piętnastu odcinków specjalnych, gdyby nie ten nieszczęsny 11. oes, mielibyśmy pełnię szczęścia.

- Stracił pan wtedy do Janusza Kuliga blisko 14 sekund, co się właściwe stało?

- To był drugi niedzielny oes, pierwszego wygraliśmy z Januszem o około sześć sekund, nasza przewaga nad nim wzrosła prawie do dziewięciu. Poczułem, że zwycięstwo w tym rajdzie jest już moje i zdecydowałem, że na Bemowie pojedziemy trochę dla kibiców. I pojechaliśmy tak jak lubi Hołek - pełnymi bokami, w kontrolowanym poślizgu. Niestety nie w pełni dotarła do mnie informacja, po czym jedziemy, a przecież poślizg po betonowych płytach rozgrzewa opony niemal do czerwoności. I po kilku kilometrach przegrzaliśmy gumy maksymalnie, potem musiałem dbać o to, żeby nie wylecieć z trasy.

- Pańscy kibice spodziewali się, że odrobi pan stratę na technicznych próbach pod Pałacem Kultury i Nauki. Tymczasem tam były porażki.

- Ale porażki o ułamki sekund! Umówmy się: to są tylko dwa kilometry jazdy, taki oes można było równie dobrze wygrać, jak przegrać. Ja przegrałem minimalnie, ale pojechałem dla kibiców, bo to jest ich święto. Oni tam przyszli po to, żeby oglądać ślizgające się auta, pełną harmonię. Niektórzy wybrali technikę, która obowiązuje w nowoczesnym rajdach: dojazd, hamowanie, skręt, odjechanie. Ja na takich superoesach nie będę tak jeździł nigdy, bo za bardzo szanuję kibiców. Oni nie chcą patrzeć, jak auto się toczy, to mogą obejrzeć na kursach nauki jazdy.

- Ale przecież to była walka o mistrzostwo Polski...

- Owszem, ale ja już cztery razy byłem mistrzem Polski, więc nikomu niczego nie muszę udowadniać. I naprawdę nie patrzę na ten rajd w kategoriach porażki. Wręcz przeciwnie, obaliłem mit, jakobym nie umiał jeździć po asfaltach. Bo okazało się, że gdy Hołek ma tak samo mocne auto jak inni, gdy wreszcie dostał samochód o specyfikacji 2000, to potrafi z nimi wygrywać. Mieliśmy zresztą tego wspaniały dowód na mecie, kiedy setki kibiców gratulowało nam jazdy.

- Czyli jest pan zadowolony z auta, które dostał na Rajd Warszawski?

- Tak jest. Peugeot o specyfikacji 2000 to nie tylko samochód, którego silnik ma większą moc. To także auto, które się znakomicie prowadzi. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów znów czułem radość z jazdy, cieszyłem się tym jak dziecko. Dlatego jeszcze raz powtarzam - niczego po tym rajdzie nie żałuję, może z wyjątkiem tego, że nie dałem tego tytułu swoim sponsorom. Jednak już dziś jest pewne na 90 procent, że pojadę Peugoetem i w przyszłym sezonie. Może zabrzmi to trochę bezczelnie, ale wiem, że będę bardzo mocny.

- Po tym rajdzie sponsorzy nie żałowali, że nie dali panu takiego auta wcześniej?

- Dostałem je na ten rajd, widocznie nie było możliwości, żebym dostał wcześniej. Oczywiście wszyscy czujemy niedosyt, że nie udało się zakończyć sezonu bardzo mocnym akcentem, ale nikt w zespole nie twierdził, że jest rozczarowany. Wręcz przeciwnie: mówiono, że pokazałem, na co stać Peugeota 206 WRC.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olsztyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto