Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strach to zdrowie

Przemysław Pawłowski
Spadochroniarze Aeroklubu Tysiąca Jezior w komplecie. Pierwszy od prawej szef sekcji, Adam Szawdzianiec.
Spadochroniarze Aeroklubu Tysiąca Jezior w komplecie. Pierwszy od prawej szef sekcji, Adam Szawdzianiec.
Stojąc w otwartych drzwiach samolotu ze spadochronem na plecach, człowiek boi się zawsze. Nieważne, ile skoków ma już za sobą. Odcienie strachu są różne.

Stojąc w otwartych drzwiach samolotu ze spadochronem na plecach, człowiek boi się zawsze. Nieważne, ile skoków ma już za sobą.

Odcienie strachu są różne. Ktoś skaczący po raz pierwszy jest po prostu sztywny z przerażenia. Skoczek mający w papierach kilkaset oddanych skoków przed każdym kolejnym czuje coś w rodzaju tremy. Adam Szawdzianiec, przewodniczący sekcji spadochronowej Aeroklubu Krainy Tysiąca Jezior w Kętrzynie, dobrze zna to uczucie.

Sekcja powstała niedawno, ale ma już za sobą pierwsze szkolenie, z którego skorzystało pięcioro adeptów. Przeprowadził je niezwykle doświadczony instruktor z Elbląga, Ireneusz Iwko, mający na koncie ponad 2 tysiące skoków. Było tradycyjne pasowanie, polegające na wymierzeniu siarczystego klapsa w tyłek. Wydarzenie tym bardziej radosne, że wśród świeżo upieczonych skoczków była dziewczyna.

Adamowi Szawdziańcowi "licznik" zaczął tykać w 1979 r. Pierwszy skok oddał w wieku 16 lat jako uczeń Liceum Lotniczego w Dęblinie.
- Okropnie się bałem - opowiada. - Każdy boi się przed takim skokiem. Strach jest zdrowy, bo udowadnia, że człowiek ma wyobraźnię. I boi się dalej, dopóki uprawia ten sport. Kiedy skacze się już bardziej wyczynowo, strach jest tłumiony przez skupienie nad zadaniem do wykonania. Tak jest przy akrobacjach.

Do tej pory Adam oddał 1146 skoków. W 1990 r. w Oleśnicy wraz ośmioma innymi zawodnikami ustanowił rekord Polski w wysokości skoku. Opuścili samolot na wysokości 7480 m. Rekord został pobity po dwóch latach o 200 metrów, ale to nie jest powód do stresu. Dwie minuty do otwarcia spadochronu, czas na uformowanie grupowych układów - o takich skokach spadochroniarze śnią po nocach.

Skoczkowie, mający dawno za sobą okres terminowania, nie zadowalają się schematem: skok, otwarcie spadochronu, lądowanie. Swobodne spadanie przed otwarciem czaszy jest tym, co lubią najbardziej. Ten czas można wykorzystać w zależności od upodobań. Można szybować w pozycji horyzontalnej, sterując ułożeniem własnego ciała. Można mknąć głową w dół, w ten sposób osiąga się największe prędkości. Swoboda kończy się 300 m nad ziemią, na takiej wysokości przepisy kategorycznie i ostatecznie nakazują otwarcie spadochronu. Do spotkania z twardym gruntem pozostaje wówczas 6 sekund. Można wreszcie uprawiać skysurfing, czyli serfowanie na dece podobnej do tej, jakiej używa się na wodzie. Różnica polega na tym, że powietrzna deska posiada specjalne wiązania, które w ułamku sekundy odpinają się przed lądowaniem. Ten rodzaj powietrznego szaleństwa jest w Polsce prawie nieuprawiany. Każde dodatkowe wyposażenie sporo bowiem kosztuje.

Zawody rozgrywane są w wielu konkurencjach. Przed laty najważniejsze była ta na celność lądowania, dziś powoli odchodząca w zapomnienie, bo mało widowiskowa.
- Celność była bardzo ważna w czasach PRL - mówi Szawdzianiec. - Armia wyszukiwała wyszkolonych w aeroklubach skoczków i wcielała do desantu. Wojskowym zależało, żeby facet umiał wylądować gdzie trzeba, a nie w krzakach.
Adam wie, co mówi, bo odsłużył dwa lata w jednostce desantowej w Szczecinie.

Doświadczeni skoczkowie przekonują, że spadochroniarstwo jest bezpiecznym sportem, statystyki odniesionych urazów i kontuzji są dużo skromniejsze, niż w przypadku piłki nożnej. Ich zdaniem obraz skoków spadochronowych jako dyscypliny niebezpiecznej bierze się stąd, że każdy wypadek, zwłaszcza śmiertelny jest szeroko nagłaśniany w mediach.
- Nie znam dokładnych statystyk - przyznaje Adam Szawdzianiec. - Ale jeden wypadek zdarza się na wiele tysięcy skoków. Przy rzezi, jaka dokonuje się codziennie na naszych drogach, nasz sport jest naprawdę niewinnym hobby.

Adam skakał już z samolotów, śmigłowców, szybowca i motolotni. Do kompletu brakuje mu chyba balonu i Pałacu Kultury.

Organizatorzy kursów na ogół wymagają, by każdy był ubezpieczony. Dla skoczka prawdziwą polisą jest jednak zapasowy spadochron. Otwiera się go wówczas, gdy zawiedzie główny. Są skoczkowie, którzy na kilkaset oddanych skoków kilka razy ratowali się "zapasem". Są i tacy, którzy nie wiedzą jakie to uczucie, mimo że na koncie mają po 2 tysiące skoków. Po prostu nie ma reguły, decyduje przypadek. Wedle zachodnioeuropejskich statystyk, spadochroniarstwo znajduje się na czwartym miejscu wśród sportów wysokiego ryzyka, po samochodowych Formułach 1 i 2 oraz wspinaczce wysokogórskiej. Dokładniejsza analiza tych danych wykaże jednak, że połowa śmiertelnych wypadków zdarza się przy lądowaniu z prawidłowo otwartym spadochronem. Po prostu w krajach zachodnich skacze się ze spadochronami typu skrzydło, o bardzo dużej prędkości poziomej. Największych emocji przysparzają powietrzne szusy tuż nad ziemią, z prędkością ponad 100 km na godzinę. Bywa, że za dużą dawkę adrenaliny trzeba drogo zapłacić. Spadochronów typu skrzydło używa się już na etapie szkolenia.

W Polsce początkujących szkoli sią na tradycyjnych, okrągłych spadochronach. Spadają dość szybko, a podatność na sterowanie jest porównywalna z ciążarną wielbłądzicą. Aeroklubów nie stać jednak na zakup skrzydeł. Skoczkowie najczęściej używają prywatnego sprzętu. Dobry, w miarę szybki spadochron kosztuje około 16 tysięcy złotych (zestaw: spadochron główny, zapasowy i pokrowiec).

W Polsce skoki spadochronowe nie są już dyscypliną elitarną. Widać to w Kętrzynie, gdzie za kilka dni rozpoczną się kolejne kursy. Standardowe szkolenie trwa 2 - 3 dni. Obejmuje część teoretyczną i 3 skoki z wysokości 1000 m. Później każdy decyduje sam, co zrobić z nową umiejętnością. Można skoczyć i próbować o tym zapomnieć, można skakać rekreacyjnie albo zdobyć się na wyczyn. Spadochroniarstwo to sport dla indywidualistów.

*Skoki spadochronowe to sport kosztowny.

*Podstawowe szkolenie kosztuje około 350 zł.

*Nowy spadochron dobrej klasy to wydatek ok. 16 tys. zł., ale używany można kupić za cenę kilkakrotnie niższą. Im spadochron szybszy (w poziomie) tym droższy.

*Aby skakać wyczynowo należy zaopatrzyć się w specjalny kombinezon, kask i buty.

* Za lot samolotem na wysokość 1000 m płaci się na ogół ponad 20 zł.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olsztyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto