Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolekcja falsyfikatów czy oryginałów?

Cezary Stankiewicz
Wyjątkową - jak twierdzi olsztyński Urząd Ochrony Państwa - kolekcję średniowiecznej broni odebrano kolekcjonerowi amatorowi z Olsztyna. Historycy radzą poczekać na wyniki specjalistycznych badań zbiorów.

Wyjątkową - jak twierdzi olsztyński Urząd Ochrony Państwa - kolekcję średniowiecznej broni odebrano kolekcjonerowi amatorowi z Olsztyna. Historycy radzą poczekać na wyniki specjalistycznych badań zbiorów.

Funkcjonariusze olsztyńskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa dostali informację, że jeden z kolekcjonerów średniowiecznych militariów oferuje muzeom wyjątkowo rzadkie egzemplarze broni.

Ponoć nie było chętnych, bo zbieracz żądał po 200 tysięcy złotych za sztukę, a muzea nie mają pieniędzy. - Z tego co wiemy, udało się temu człowiekowi sprzedać dwa miecze prywatnym kolekcjonerom - mówi porucznik Jan Adamowicz, rzecznik olsztyńskiego UOP. - Staramy się dowiedzieć do kogo trafiły.

Funkcjonariusze UOP zrobili przeszukanie w mieszkaniu kolekcjonera. Do magazynu trafiło ponad 80 eksponatów: mieczy, czekanów (topory bojowe), szyszaki oraz groty strzał i włóczni.
- Ta kolekcja, pod względem historycznym i materialnym, jest bezcenna - zachwyca się por. Adamowicz. - Niektóre egzemplarze są bardzo rzadkie. W muzeach na świecie występują pojedyncze egzemplarze. Niektórych w ogóle nie ma w żadnych katalogach.

Według wstępnej oceny UOP odnalezione militaria są częścią zbiorów Prussia Museum w Królewcu. Podczas bombardowania miasta muzeum spłonęło, a razem z nim większość zbiorów. Ponoć część kolekcji przed zakończeniem drugiej wojny światowej udało się wywieźć i ocalić.

- Trudno mi powiedzieć, czy były tam jakieś wyjątkowe zbiory militariów - powiedział nam wczoraj Hieronim Skurpski, były wieloletni dyrektor Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Większa część zbiorów królewieckiego muzeum była opisana i skatalogowana. W dostępnych obecnie opisach nie ma informacji o średniowiecznym uzbrojeniu. Zasoby Prussia Museum były spore, o czym może świadczyć zupełnie przypadkowe odkrycie z zeszłego roku. W zwolnionym przez rosyjskie wosjak Forcie nr 3 w Kaliningradzie odnaleziono zbutwiałe skrzynie z kilkanastoma tysiącami zniszczonych prze wilgoć eksponatów.

Historycy z Olsztyna mają sporo wątpliwości, czy prywatna kolekcja średniowiecznych (XI-XIV wiek) mieczy i toporów wojennych, składa się z oryginałów.

- Najpierw trzeba wykonać specjalistyczne badania, które mają potwierdzić autentyczność tych eksponatów. Później będzie można dyskutować o losach tej kolekcji - wyjaśnia Jacek Wysocki, wojewódzki konserwator zabytków w Olsztynie.

Dyrektor Muzeum Warmii i Mazur Janusz Cygański:

- Gdyby rzeczywiście te rzeczy były autentyczne, to ich wartość historyczna jest bezcenna i wówczas chciałbym, by trafiły do naszego muzeum. Oględnie mówiąc mam jednak wątpliwości, czy są to oryginały. Mogą być to kopie średniowiecznego uzbrojenia zrobione w XVIII czy XIX wieku.

Przemyt z obwodu?

Na początek wykonane zostaną badania mechanoskopijne, prawdopodobnie w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Odpowiedzą na pytanie, jaką technologią zostały wykonane miecze.

Nie wiadomo, jak kolekcjoner-amator wszedł w posiadanie bezcennych militariów. Prawdopodobnie zostały przemycone z obwodu kaliningradzkiego. Zgodnie z polskimi przepisami kolekcjoner powinien zgłosić fakt posiadania tych rzeczy muzealnikom. Grozi mu za to do 10 lat więzienia.

Autentyczność tych eksponatów podważali również specjaliści od średniowiecznego uzbrojenia, którzy - jak mówi dyr. Cygański - oglądali wcześniej te militaria podczas sympozjum na zamku w Malborku.

Kolekcjoner zapewnił nas wczoraj, że nabył je w jak najbardziej legalny sposób. - Kupiłem to wszystko w Polsce i od Polaków - powiedział nam wczoraj. - Jeśli są to oryginały, to zdaję sobie sprawę z ich wartości historycznej. To nieoceniony skarb.

Olsztyński kolekcjoner twierdzi, że jego zbiorami polscy historycy nie byli zainteresowani. - A ja chciałem tylko uchronić je przed rozproszeniem i wywiezieniem z kraju.

Teraz czeka go sporo kłopotów z wymiarem sprawiedliwości. Zgodnie bowiem z polskimi przepisami kolekcjoner powinien zgłosić fakt posiadania tych rzeczy muzealnikom.
- Nie zrobił tego, tylko próbował je nielegalnie sprzedać - twierdzi Jan Adamowicz. - Grozi mu za to do 10 lat więzienia.

W polskim prawie jest zapis, że wszystko, co jest w ziemi, należy do skarbu państwa. O każdym znalezisku należy powiadomić konserwatora zabytków. Dopiero po tym jest szansa uzyskania tzw. znaleźnego. Zwykle jest to 10 procent wartości przekazanego przedmiotu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olsztyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto