Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Olsztynek. Tajemnicza śmierć małego Mateuszka w domu dziecka

Cezary Stankiewicz
Porzucony przez matkę dziesięciomiesięczny Mateusz miał szansę na normalne życie w kochającej rodzinie, która chciała go adoptować. Chłopiec nie żyje. Prokuratura podejrzewa, że zabiła go wychowawczyni z Domu Dziecka w ...

Porzucony przez matkę dziesięciomiesięczny Mateusz miał szansę na normalne życie w kochającej rodzinie, która chciała go adoptować. Chłopiec nie żyje. Prokuratura podejrzewa, że zabiła go wychowawczyni z Domu Dziecka w Olsztynku.

43-letniej Jolancie P., pracownicy olsztyneckiego Domu Dziecka, prokuratura postawiła zarzut zamordowania Mateusza S. Kobieta nie przyznaje się.
- Wystąpiliśmy do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie podejrzanej - mówi Zbigniew Czerwiński, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Południe.
Olsztyński sąd decyzję w tej sprawie podejmie dziś.

Sprawa śmierci Mateuszka wywołała szok. Wstrząśnięci pracownicy Domu Dziecka w Olsztynku rozmawiają niechętnie. - Nie, po prostu nie. Sami niewiele wiemy - mówią wychowawczynie.
Bardziej rozmowana jest jedna z pracownic administracji. - Każdy ma prawo się zdenerwować, ale nie wierzę, żeby ona to zrobiła - mówi starsza kobieta.
- Na pewno chłopiec wymiotował i się zakrztusił. Ona nie była zła, kochała te dzieci, tak jak my wszyscy. Dajemy im, co możemy, ale czasami ci starsi, potrafią powiedzieć spieÉ j - dodaje.
Niewiele można się dowiedzieć od wychowanków. - Nic nie wiemy, tylko coś tam słyszeliśmy - odpowiada krótko ostrzyżony nastolatek. - A w ogóle to nie możemy rozmawiać - wyjaśnia i idzie do pokoju.
W świetlicy była akurat grupka dzieci. Dwie wychowawczynie odmawiają rozmów. - Jest straszne zamieszanie i dzieci są poddenerwowane - uzasadnia kobieta, tuląc do siebie może trzyletnią dziewczynkę.

Dyrektor olsztyneckiego domu dziecka wróciła wczoraj z przesłuchania w prokuraturze. W nocy z piątku na sobotę Maria Biedulska wspólnie z Jolantą P. miała dyżur. Dyrektor opiekowała się starszymi dziećmi, Jolanta P. najmłodszymi wychowankami. - Nic nie zauważyłam - zapewnia Maria Biedulska. Nie potrafi pohamować cisnących się do oczu łez. - Ta noc była wyjątkowo spokojna. Tylko jedno dziecko zapłakało. Dostało pić i spało. Rano wychodziłam i widziałam, że wszystkie śpią, a sen oznacza zdrowie. Nie zdwałam sobie sprawy, że przechodząc koło Mateuszka, przechodzę obok aniołka. Nie wiedziałam, że ta cisza oznacza ciszę przed burzą - płacz nie pozwala Marii Biedulskiej mówić dalej. Po chwili dyrektorka dodaje: - Mam prośbę do wszystkich, szczególnie pracowników domów dziecka. Opiekujcie się podopiecznymi, zaglądajcie do nich jak najczęściej, żeby nigdy i nigdzie nie doszło do takiej sytuacji. Proszę przekażcie to wszystkim.

Mateusz S. miał niespełna dziesięć miesięcy. Zaraz po urodzeniu matka zrzekła się dziecka. Chłopczyk trafił do olsztyneckiego Domu Dziecka. Niemal od razu rozpoczęto procedurę adopcyjną. W ubiegły piątek znalazła się rodzina we Francji, która chciała wziąć Mateuszka. - Miał wielką szansę na życie w normalnej, kochającej go rodzinie - mówi dyr. Biedulska. - Bardzo się ucieszyłam, bo na szczęściu tych dzieci bardzo mi zależy. Oni wszyscy są moją rodziną, jedyną, bo ja w swoim życiu nikogo nie miałam (pani Maria jest wychowanką domu w Olsztynku-red.).
Rodzina, która miała przygarnąć Mateuszka, miała przyjechać do Polski 24 stycznia. - Nie zdążyli - dodaje łamiącym się głosem Biedulska.

W sobotę rano wychowawczyni, która przyszła do pracy po 43-letniej Jolancie P. zobaczyła, że Mateuszek nie żyje. Natychmiast wezwała pogotowie. Lekarz stwierdził zgon, który musił nastąpić w nocy. - Sprawa nie wydała się oczywista - mówi jeden z policjantów. - Na ciele, przede wszystkim na głowie, lekarz dostrzegł drobne urazy.
W ślad za tym wezwano policję i prokuratora, a później specjalistę medycyny sądowej. Sekcja wykazała, że chłopczyk został zamordowany.
Jeszcze w sobotę policjanci zatrzymali Jolantę P. - Wykluczyliśmy, by druga obecna na dyżurze opiekunka, miała cokolwiek wspólnego ze śmiercią dziecka - twierdzi jeden z policjantów.

Wczoraj olsztyńska prokuratura postawiła Jolancie P., matce dwojga dzieci, zarzut. - Chodzi o zabójstwo - wyjaśnia prokurator Zbigniew Czerwiński. Grozi za to kara dożywotniego więzienia.
Podejrzana nie przyznaje się. Podczas przesłuchania w prokuraturze kobieta miała powiedzieć, że niczego podejrzanego w zachowaniu nie zauważyła. Kiedy wychodziła Mateusz spał.
Na podstawie wyniki sekcji zwłok i oględzin prokuratura wywnioskowała, że Mateuszek został uduszony. Najprawdopodobniej - jak się dowiedzieliśmy - kiedy spał jego twarz została przyciśnięta do materaca. - Ale jest to na razie hipoteza - zaznaczają specjaliści.
Jolanta P. w Domu Dziecka w Olsztynku pracowała cztery lata. Na ogół wszyscy, łącznie z dyrektor Biedulską, do jej pracy nie mieli zastrzeżeń.
- Na prawdę nie widziałam nic podejrzanego w jej zachowaniu - mówi Maria Biedulska, także w przedzień. - Nie mogę o niej powiedzieć złego słowa, żadnych skarg. Dbała o wystrój grupy, bo miała zdolności plastyczne. Czekamy na wyniki postępowania prokuratorskiego.
W Domu Dziecka w Olsztynku przebywa obecnie 56 wychowanków. Większość z nich jest w wieku szkolnym. Dziesięcioro dzieci nie przekroczyło półtora roku. Najmłodszą grupą opiekowała się właśnie Jolanta P.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olsztyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto